reklama
REKLAMA
Kategorie

Rozsód na Stecówce w Istebnej. Koniec wypasu owiec na halach

reklama

W Beskidach rozpoczął się tradycyjny rozsód. Juhasi ruszyli z hal, by po miesiącach rozłąki spotkać się z rodziną. Jeszcze tylko tradycyjne liczenie i można zacząć świętować. Jak zgodnie mówią, choć ich fach do łatwych nie należy i co roku gotowi muszą być na wiele poświęceń, swojej pracy nie zamieniliby na żadną inną. – Ciężka chyba, ale fajna, znaczy z dala od ludzi, ale bliżej Boga z owieczkami. Co człowiek może więcej chcieć? To je tako ta góralska swoboda, że człowiek nad sobą nie ma szefa, ino tego na wirchu – mówi Michał Milerski, owczarz z Nydku.

 

I jak mało kto, oni z pokorą przyjmują wszystko, co ześle im los. Choć w tym roku zmierzyć musieli się z upałami, których nie pamiętają nawet najstarsi owczarze, to zgodnie – dalecy są od narzekań. – Każdy rok jest dobry, tylko inny, ten był troszkę ciepły, tylko tyle, ale tak to każdy rok jest specyficzny, nie da się ustalić, tak jak na maszynie – twierdzi Henryk Kukuczka, baca.

reklama

 

Grunt by zdrowie było, a w domu o nieobecnych mężach żony nie zapomniały. Jak mówi pani Małgorzata, choć bez chłopa dobrze, to z chłopem jeszcze lepiej, dlatego gdy mężowie z dala od domu, starają się dbać o nich, jak tylko mogą. – No wiecie, chłopy, jak to chłopy, no to wiecie, jak te baby ważą w doma, a i dzieckami posyłają, albo same pójdą, ale jako to daleko to się nie chce, jak dziecek w doma jest, to się jakie wybierze i zaniesie im jeden, to są przeokropnie radzi – zapewnia Małgorzata Małyjurek, mieszkanka Jaworzynki.

 

Rodzina pana Jana wypasem owiec zajmuje się z dziada pradziada, od 460 lat, on sam jest najstarszym owczarzem w Beskidach. Walka z wilkami, czasy niemieckiej okupacji i pomoc pewnej pięknej partyzantce. Jego opowieści słuchać można godzinami. – Radiostację w plecaku niosłem, pytają się tam Niemcy, co tam ja mam, a ja im mówię że bryndzę niesem, a oni ją nie poznali, buty ona chodziła w butach wysokich po kolana, w spodniach, a wtedy była, kierpce miała i w sukni była, bardzo ładna dziewczyna – wspomina Jan Śliwka, najstarszy owczarz w Beskidach.

 

Dziś, po latach, kiedy wydawać by się mogło, że o ich fachu dawno wszyscy zapomnieli, oni jakby na przekór wszystkiemu po latach chudych zaczynają się odradzać. – Dopiero teraz, dopiero się to rozwija, a tak to do tej pory było, wełny żaden nie kupował, serów, a teraz dopiero tak to dopiero odżywa – mówi Władysław Śliwka, syn Jana Śliwki, najstarszego owczarza w Beskidach.

 

 

reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button